Blog

PYTANIE

131.739 ludzi, nazywanych uchodźcami bądź migrantami, poprosiło w bieżącym roku rząd Niemiec o udzielenie azylu. Różne źródła szacują, że z Białorusi przez Polskę dotarło do Niemiec od 4000-8000 ludzi. Jeśli szacunki są prawdziwe to świadczą, że rząd Polski stawiając zasieki, mury i zapory prowadzi cyniczną grę, usiłując zagrożeniem zatrzymać wiernych wyborców. Ilekroć oglądam w telewizji zrozpaczone matki i wygłodzone dzieci jawi mi się obraz pana prezesa, pana prezydenta, pana premiera i rządzącej okrutnej reszty, klęczących i rozmodlonych. I rodzi się pytanie czy złoczyńcy modlą się do Boga, który jest miłością czy do Szatana, symbolu zła?

ALE SIĘ DZIAŁO…

Dziś na Placu Zamkowym działy się rzeczy niesamowite. Pan Donald Tusk ukazał się zwolennikom Unii Europejskiej w eleganckiej, niebieskiej koszuli. Przemówienia komentował nie będę, nie chcę narażać się paniom i panienkom zakochanym w Bojowniku. Dodam tylko z kronikarskiego nawyku, że na koniec imprezy pan Donald Tusk wystąpił w wytwornym europejskim, dobrze skrojonym stroju.Po liderze na scenie pojawił się prezydent Warszawy, pan Rafał Trzaskowski, uziemiona przyszłość Platformy Obywatelskiej. Wspomniał, że jako dziecię zapamiętał fragment muru Królewskiego Zamku. Nie przypomniał kto z ruin Zamek podźwignął. Pewno, dlatego że jego kolega, pan Andrzej Sebastian Duda, też prezydent, sprawę odbudowy zamku wyjaśnił raz na zawsze twierdząc, że Zamek odbudował naród wbrew komunistom. Przemówień dzielnych sanitariuszek wysłuchałem ze wzruszeniem. Ze zdumieniem wysłuchałem pana Roberta Biedronia, który nie zaatakował ani Putina ani Łukaszenki. Pan Jerzy Owsiak, którego podziwiam przytył nieco więc jego podskoki na scenie były, niestety, bez polotu. Odniosłem wrażenie, że nieopodal odbywała się kontr manifestacja, bo megafony wzywały „brońmy Boga” Wezwanie zabrzmiało fałszywie, bo Wszechmocny Stworzyciel obroni się sam, nawet wtedy, gdy Go PiS zaatakuje. Występ weterana, pana Leszka Millera zagłuszały megafony wrzeszcząc: „konstytucja”. Nie wiadomo czy obrońcy UE włączyli nie tę taśmę, czy szwadrony szykujące się do wymarszu z Unii Europejskiej. Jestem natomiast pewny, że pani Aktorka pomyliła tekst, bo zamiast krytykować PiS pastwiła się nad komuną. Wystąpiło też wykopalisko krzycząc: „zwyciężymy !” Pediatra, pan Bartosz Arłukowicz zakończył występy wezwaniem walczmy o przyszłość naszych dzieci! Wezwanie popieram.

DONALD TUSK BIAŁY RUMAK czy KASZTANKA?

Radość zapanowała w Polsce, gdy pan Donald Tusk powrócił z Brukseli, dla ojczyzny ratowania. Abym nie był posądzany o to, że jestem agentem TVP – Info ogłaszam, iż pan Donald jest postacią barwną, inteligentną i zaradną, nie chcę używać słowa sprytną. Już w młodości dobrze się zapowiadał, przepowiadano mu nawet sukcesy w sporcie (lubi kopać piłkę), ale po wymalowaniu protestu przeciw komunie i zejściu z komina zajął się polityką co w tamtych czasach było nie lada wyczynem. Nie zaniedbywał twórczych obowiązków patriotycznych, wzmacniał ojczyznę nie tylko protestami. W 1978 wziął ślub cywilny z panią Małgorzatą, wydali na świat dwójkę uroczych dzieci, zwiększając w ten sposób szeregi przeciwników komuny.

  A kiedy Ojciec Narodu, elektryk wózkowy, przeskoczył przez płot murowany, przed panem Donaldem Tuskiem otworzyły się wrota sukcesu. Piął się na szczyty polityczne wykorzystując swój talent. Już był bliski zwycięstwa, ale pan Jacek Kurski, niecnota pisowska, wygrzebał panu Donaldowi dziadka z Wehrmachtu co prawdziwy sukces nieco opóźniło. Powiadają, że nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. Nasz bohater czasu nie marnował, choć zarzucają mu niechętni, że jako wicemarszałek Senatu trochę się lenił. Nie mają racji. Pan Tusk wiedział, że prawdziwe decyzje nie zapadają na Wiejskiej. Obserwowanie życia na politycznych wierchach i politycznych bagnach, wzbogacało jego wiedzę i przybliżało sukces.                                                                                                                                                                                 W roku 2005, po 27 latach życia na kocią łapę, liberał Donald Tusk wziął ślub kościelny! Świętym węzłem małżeńskim Donalda i Małgorzatę połączył abp Tadeusz Gocłowski. W ten oto prosty sposób, liberał Tusk zapewnił sobie neutralność, a nawet przychylność hierarchów i kleru, najbardziej wstecznej siły politycznej w Polsce.

  A gdy został premierem ogłosił, że lubi ciepłą wodę co oznaczało wykluczenie wojen politycznych, za co mu się oklaski należą. Głosił też, że im mniej państwa w życiu kraju tym lepiej dla państwa. Najważniejsze problemy obywateli („zwykłych ludzi” to jego ulubiony zwrot) miała rozwiązywać niewidzialna ręka wolnego rynku.

  Rząd Tuska nie prowadził wojen politycznych, nie posortował Polaków na lepszych i gorszych. Wprost przeciwnie. Przygarniał ludzi PiS i korzystał z ich pomocy.  Radosława Sikorskiego, byłego ministra obrony w rządzie PiS, mianował ministrem spraw zagranicznych. Jarosława Gowina też uhonorował ministerialnym fotelem, a obecny premier Mateusz Morawiecki doradzał mu jak używać niewidzialnej ręki rynku.

 Do największych sukcesów Tuska zaliczam stworzenie „Zielonej Wyspy”. Beneficjenci „Zielonej Wyspy”, na koszt państwa obżerali się ośmiorniczkami, a miliony zwykłych ludzi zapieprzały na hańbiących umowach śmieciowych, które rozkwitły w państwie Tuska do niebywałych rozmiarów.  

 Donald Tusk nie trzymał się kurczowo głoszonych zasad. Wspólnie z PiS powołali Instytut Pamięci Narodowej, który tworzy wygodną dla rządu historię.  Państwowy instytut zamienia żołnierzy przeklętych w bohaterów, a ludzi zasłużonych dla Polski oblewa pomyjami. W Państwowym IPN powstał nawet dział prokuratorski dla ścigania zbrodniarzy komunistycznych. Każdy może na stronie IPN sprawdzić ilu zbrodniarzy osądzono i ile wydano milionów na wysokie pensje prokuratorów. Wszystkie ustawy restrykcyjne Platforma Obywatelska uchwalała wspólnie z PiS. Obie partie skorzystały z doświadczeń faszystów i stalinistów i wprowadziły w Polsce „demokratycznej” odpowiedzialność zbiorową.

  Donald Tusk przed wyborami obiecywał, że Europejska Karta Praw Podstawowych będzie w całości ratyfikowana, jeśli PO wygra wybory. PO wygrała, Tusk został premierem, a ratyfikacja rozpłynęła się w dywagacjach i kruczkach prawniczych.

 W rozmydlaniu spraw Donald Tusk ma sukcesy nie podlegające dyskusji. Oto swego czasu klub poselski PO złożył wniosek o postawienie Jarosława Kaczyńskiego i Zbigniewa Ziobro prze Trybunałem Stanu za łamanie prawa. Dyskusje w komisjach trwały długo, materia była wszak skomplikowana. Miano osądzić premiera i ministra, a nie pospolitych złodziejaszków. 25 września 2915 roku doszło w Sejmie do głosowania. Wniosek Platformy Obywatelskiej przepadł. Do przyjęcia wniosku zabrakło 5 głosów. Głosowało 425 posłów. Aby postawić pana Zbigniewa Ziobrę przed Trybunałem Stanu powinno 276 posłów zagłosować za przyjęciem. Tymczasem wniosek poparło 271 posłów, przeciw było 152. W głosowaniu nie wzięło udziału 9 posłów z PO i 7 z PSL. Nie wzięła udziału w głosowaniu ówczesna premier rządu, pani Ewa Kopacz!  Już z Brukseli szef Platformy Obywatelskiej Donald Tusk tak skomentował wynik głosowania: „Trybunał to nie jest dobry pomysł. Nawet jeśli narobili dużo złych rzeczy”

  Nie będę wyliczał afer z czasów rządów Tuska, sprytnie zamiecionych pod dywan. 14 września 2014 roku w blogu „DO CHRZANU…”  w poście „Naobiecywał i czmychnął” pisałem: „Sięgnąłem po prasę. Łamy gazet i tygodników wręcz ociekały sukcesem. Tytuły głosiły: Donald Tusk prezydentem Europy, Donald Tusk przewodniczącym Rady Europejskiej, Polak, Donald Tusk królem Europy. Ten ostatni tytuł przypadł mi najbardziej do gustu, albowiem zawiera istotę tego sukcesu. Przewodniczący Rady Europejskiej ma bowiem podobne uprawnienia jak królowa UK. Pan Tusk, podobnie jak pan Jerzy Buzek, szkód Europie nie wyrządzi, a nam, mam nadzieję, będzie lżej. A co dla niego najważniejsze, pan Tusk, nie będzie musiał rozliczać się z realizacji obietnic.”

 Teraz powrócił i zapowiedział walkę „Dobra ze Złem”, co nic nie znaczy. Obiecuje, że odbierze PiS-owi władzę co też nic nie znaczy. Nie wiem, jaką Polskę zamierza budować. Nie wiadomo czy do gmachu w Alejach Ujazdowskich przyjedzie na Białym Koniu czy na Kasztance?

 A co najważniejsze nie mam pewności, jak się zachowa, gdy mu zaproponują np.stanowisko szefa NATO, albo sekretarza generalnego ONZ. Porzuci Ojczyznę i znowu czmychnie?

ATAK NA „WOLNE MEDIA”

  PiS skutecznie zmonopolizował media lokalne. Czytelnicy, słuchacze, widzowie nie zaprotestowali, może dlatego, że PiS podlał decyzję patriotycznym sosem twierdząc, iż wyzwala je spod okupacji niemieckiej. Wydział Prasy nazywa się teraz Orlen.

                                                                                                                                       Po sukcesie lokalnym przyszła pora na media centralne, które kaczystom brużdżą. Nie używam słów „wolne media”, bo wolne media to mit. Istnieją natomiast media różnorodne, które wyrażają poglądy i bronią interesy swoich właścicieli, akcjonariuszy i reklamodawców. Niektóre robią to w sposób przyzwoity, a niektóre w prymitywny. Moim skromnym zdaniem różnorodność mediów jest wartością nieocenioną, dlatego nigdy nie przyłączyłem się do żądań zamknięcia np. mediów dyrektora Tadeusza Rydzyka.

  PiS zdaje sobie sprawę, że nie może wykupić TVN, bo amerykański właściciel nie ma zamiaru telewizji sprzedać. Zastosował więc metodę bardziej wyrafinowaną i postanowił nękać media centralne podatkami, daninami i opłatami. Perfidia PiS-owskich zamiarów polega na tym, że pieniądze uzyskane z niecnych poczynań obiecuje przeznaczyć na polepszenie naszej egzystencji np. na ratowanie służby zdrowia. Łatwowierni może w to uwierzą, myślący nie dadzą się złapać.

  Jeśli Prawu i Sprawiedliwości uda się założyć kaganiec mediom centralnym będzie to oznaczać, że dyktatura stoi już u naszych drzwi. Za chwilę do nich załomocą.

  Brońmy różnorodności mediów!

JAREK BURCZYMUCHA

Demonizowanie wicepremiera Jarosława Kaczyńskiego, moim skromnym zdaniem, jest wielką przesadą. Porównywanie go do dyktatorów też nie wytrzymuje krytyki, albowiem dyktatorem zostają mężczyźni w kwiecie wieku, a pan Jarosław jest nieco zgrzybiałym staruszkiem. Nie popełnię błędu, jeśli napiszę, że przeżywa schyłek swojej działalności.Rozpada mu się koalicja, nie udał mu się majowy termin wyborów, piątka Kaczyńskiego umarła chyba śmiercią naturalną, projekt ustawy o bezkarności zamknięto w jakiejś szafie. Trybunał Kaczyńskiego wydał orzeczenie, które zbulwersowało młode pokolenie Polek i Polaków. Wystąpienia, pana Jarosława, w obronie Kościoła nie można traktować poważnie, bo nikt kościołów w Polsce nie burzy i nigdy nie burzył nawet za czasów komunizmu. Na marginesie dodam, że za tej wstrętnej komuny odbudowano zniszczone kościoły i wybudowano, nie bez kłopotów, a także bezprawnie, wiele świątyń i kaplic. Jeśli podzieli się całą historię Polski na czterdziestopięcioletnie okresy to za 45 lat komunizmu zbudowano ich najwięcej. Prawdą jest, że w zamierzchłej przeszłości powieszono na latarniach kilku biskupów, ale było to tak dawno, że wspominać nie warto.Dwa ostatnie wystąpienia dziadka Kaczyńskiego w Sejmie dowodzą, że puszczają mu nerwy. Nerwy puszczają człowiekowi zawsze, gdy staje się bezradny.Podręczny pana wicepremiera Kaczyńskiego, pan premier Mateusz Morawiecki pragnie uchronić od załamania nerwowego swojego dobroczyńcę i wzmacnia policję żołnierzami Wojska Polskiego. Znaczy to, że policja nie gwarantuje ochrony rządzących. Media wszak odnotowały kilka przypadków zrozumienia demonstrujących, zwłaszcza przez młode policjantki i młodych policjantów.W tym miejscu rodzi się pytanie czy Wojsko Polskie gwarantuje trwałość władzy pana wicepremiera? Czy znajdzie się taki polski generał, który wyda rozkaz strzelania do Polek i Polaków? Nie sądzę. Ale załóżmy, że się znajdzie. Czy wtedy pułkownicy, majorowie…i kaprale każą żołnierzom strzelać? Jeśli tak to czy żołnierze rozkaz wykonają? Czy będą strzelać do swoich sióstr, narzeczonych i koleżanek? Orzeczenie TK i niefortunne decyzje rządu sprawiły, że tysiące młodych Polek i Polaków wyszło na ulice miast, by bronić swoich praw, mimo panującej pandemii. TK i rząd narazili polskich obywateli na utratę zdrowia i życia. Formacja, która po PiS obejmie władzę musi powołać Trybunał Stanu, który osądzi te bezprecedensowe decyzje. Trzeba będzie znaleźć taką salę, w której zmieści się długa ława.

ZŁOWIESZCZE OKLASKI

Pamiętacie Państwo tamto wystąpienie? Przypomnę. 3 grudnia 2015 roku pisałem: „Kogo wybraliśmy? Zacznijmy od Seniora, który otwierał obrady Sejmu. Szczyci się on chwalebną przeszłością i odwagą. Media mianowały go na bohatera narodowego. Ów staruszek wdrapawszy się, o własnych siłach, na trybunę sejmową uraczył nas stwierdzeniem, bardzo modnym w czasach Josepha Goebbelsa „Nad prawem jest dobro narodu„. Wspominam o tym, nie dlatego, że staruszek jest groźny, senior jest zaledwie żałosny. Groźni są uzurpatorzy, cyniczni i bezwzględni, którzy na stojąco zgotowali mu owację”. Te burnyje apłodismienty zabrzmiały złowieszczo.                                                                               

Dla dobra narodu doktor nauk prawnych ułaskawił koleżkę skazanego nieprawomocnym wyrokiem. Ułaskawił człowieka niewinnego. Tym samym uznał, iż jest przestępcą. Art. 42 Konstytucji pkt.3 „Każdego uważa się za niewinnego, dopóki jego wina nie zostanie stwierdzona prawomocnym wyrokiem”.

Potem naruszanie prawa w imię „dobra narodu” nabrało rozpędu. Zaczęto „reformować” sądy i karać zbiorowo. PiS poparty przez Platformę Obywatelską ukarał zbiorowo pracowników służb specjalnych i milicjantów. Karanie zbiorowe jest ulubioną metodą wszystkich dyktatorów.

Wbrew prawu premier rządu usiłował przeprowadzić wybory prezydenta, pomijając Państwową Komisję Wyborczą. Wybory korespondencyjne przygotowywał wicepremier. Kosztowało to nas, obywateli 70 milionów złotych. Sąd administracyjny uznał wyczyny premiera za nieważne. Słyszę głosy, że premier powinien podać się do dymisji. Jest to wołanie na puszczy. Sejm, nocą, uchwali niebawem ustawę, która nie pozwoli ukarać premiera i podległych mu urzędników. Ukarani mogą być sędziowie Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Wszak „nad prawem jest dobro narodu”.

W CHINACH NADZIEJA

Dawno, dawno temu,w zimowe wieczory, w największej izbie domu dziadków Grudzińskich, kobiety siadały przy długim stole i darły pierze. Monotonię tego zajęcia urozmaicały piosenkami, mężczyźni zaś opowiadali o strzygach, wilkołakach i potworach, no i oczywiście o wojnach. Mój ojciec chrzestny, Ignacy Kuleski oznajmił pewnego wieczoru, że Chińczycy będą poić konie w Wiśle… Nie mają własnych rzek, zapytałem. Pytanie rozbawiło zebranych. Dziadek, Antoni Grudziński, który widział „Kitajców” na własne oczy, gdy służył w wojsku carskim na Syberii oświecił mnie, mówiąc, że Chińczycy żyją daleko stąd, a rzeki mają przeogromne. Pewno właśnie tamtego wieczoru, ponad 80 lat temu, zaczęła się moja fascynacja Chinami. „Chiny bez maski”, Egona Erwina Kischa, były pierwszą książką, którą przeczytałem. Chińczycy na koniach nad Wisłę nie dotarli, ale pojawiły się towary wyprodukowane w Państwie Środka, a wśród nich smartfony HUAWEI. Kupiłem właśnie jeden egzemplarz z trzema obiektywami…Nie zdążyłem poznać urządzenia dokładnie, gdy władze państwa polskiego zatrzymały dyrektora tej firmy, a media poinformowały, że smartfony HUAWEI to aparaty szpiegowskie. Pojechałem więc do Orange, by aparat zwrócić, bom patriota co się patrzy, ale młodzi pracownicy Orange, informacje mediów wyśmiali i zachęcili mnie bym się na kurs zapisał. Kurs ukończyłem, poznałem tajemnice urządzenia, wydawało się do końca, aż tu pewnego dnia w moim smartfonie pojawiły się zdjęcia zrobione 11 lat temu! Na szczęście syn mojej koleżanki Basi wytłumaczył mi, że to zdjęcia z chmury. Chmura nie chmura, HUAWEI fotki robi znakomite. Wiem coś na ten temat, bo pierwsze zdjęcie zrobiłem aparatem, zostawionym przez Niemców, w roku 1945! A nauki fotografowania pobierałem u mistrza Witolda Dederki! Mawiał on, że nie aparat robi zdjęcia tylko człowiek przy pomocy aparatu. Aparaty cyfrowe jeszcze wtedy nie istniały. Moim HUAWEIEM nawet małpa może zrobić dobre zdjęcie. Jedno, mój własny konterfekt, znalazło się w sieci. Klnę się na wszystko co kocham, że nie wiem, jak się to stało. Widocznie coś nieopacznie kliknąłem. Ku memu zdumieniu zdjęcie się wielu podobało. Poprosiłem Renię o konsultację. Renia przyglądała się mojej podobiźnie przez kilka minut i rzekła: znam cię 68 lat, 65 lat jesteśmy małżeństwem, nie gniewaj się, ale ta fotografia od rzeczywistości nieco odbiega. Innymi słowy HUAWEI poprawił moją urodę! Stąd morał. Profesor Grzegorz W. Kołodko napisał książkę pt. „Czy Chiny zbawią świat?” Tego nie wiem. Wiem natomiast, że mogą świat poprawić, bom się osobiście o tym przekonał.

SPRZEDAJNA LEWICA

Polscy wybrańcy narodu byli do tej pory najgorzej opłacani w Europie, a może nawet na świecie. Teraz podwyższyli sobie pensje do 12600 zł. miesięcznie i podniosło się larum. W tym miejscu dygresja. Kilka lat temu poznałem w cywilizowanym państwie dozorcę domu dziewięciopiętrowego z wielkiej płyty, z dziewięcioma klatkami schodowymi, którego pensja, „na rękę,” wynosiła 3985 tamtejszej waluty. Czyli wedle dzisiejszego kursu NBP 16301 zł. Jestem przeto za tym, aby polscy wybrańcy narodu mieli godne pensje, ustalone w referendum, by żaden dupek nie mógł ich zmieniać wedle własnego widzi mi się.
Z kronikarskiego nawyku przypominam, że prezes Nowogrodzki zmniejszył posłom i senatorom apanaże, przed jakimiś wyborami. Co mu głosów, niewątpliwie przysporzyło. Teraz, po wirusowym zwycięstwie prezydenta, Nowogrodzki postanowił skompromitować opozycję do reszty… i nakazał płac podniesienie. Przyznaję, że w korumpowaniu ma on bajeczne osiągnięcia. Od wczoraj, jak Polska długa i szeroka nie mówi się o wieżach bliźniaczych, kartach do głosowania za 70 milionów, maseczkach i respiratorach, przepisywaniu majątków na żony…. Dostojnicy zamieszani w aferach mogą spać spokojnie i cieszyć się dobrobytem, gdy bieda coraz bardziej zaczyna doskwierać słabym. W tej sytuacji głosowanie posłów Lewicy za podwyżkami własnych pensji nazywam bezwstydnym. Emocje kończę pozytywnym akcentem. Nie wszyscy się ześwinili. Oto nazwiska,Siedmiu Wspaniałych, posłanek i posłów Lewicy, którzy nie poparli podwyżek. 1.Magdalena Biejat,
2.Agnieszka Dziemianowicz-Bąk,
3.Daria Gosek-Popiołek,
4.Maciej Konieczny,
5.Paulina Matysiak,
6.Adrian Zandberg,
7.Marcelina Zawisza. Po wyborczej klęsce Roberta Biedronia napisałem, że liderzy Lewicy (ostatnie głosowanie w sprawie podwyżek dowodzi na szczęście, że nie wszyscy), przestali się liczyć ze zdaniem lewicowych wyborców. Fascynują ich gry i przetargi. Wymyślili oto w czasie kampanii wyborczej „okrągły stół”, przy którym posłowie Krzysztof Gawkowski i Marek Suski ratowali ojczyznę. Nie był to jednak przypadek. Lewica nie musiała wspierać pomysłu podwyżek, PiS mógł samodzielnie, bez niczyjej pomocy przegłosować ustawę. Głosowanie za podniesieniem sobie wynagrodzeń w sytuacji, gdy nie ma pieniędzy dla pracowników służby zdrowia i nauczycieli jest politycznym samobójstwem. Tego głosowania Wam nie zapomnimy.

SZOK PO KLĘSCE

Autor (KLUB) „Bigosu tygodniowego” w „Dzienniku Trybuna” (nr 129-130/2020) dziennikarz wybitny i błyskotliwy, po wyborczej klęsce kandydata Lewicy, wyznaje: „Mam problem ze zrozumieniem tego wszystkiego, jestem głęboko zasmucony…” Na sąsiedniej stronie Jerzy J. Wiatr pyta: „Gdzie podziało się poparcie uzyskane przez lewicę w październikowych wyborach sejmowych…?” Danuta Waniek w DT (nr 131/2020) stwierdza: „Wspierany przez swego szefa sztabu-posła Tomasza Trelę, R. Biedroń głosił program lewicowy, robił to w sposób odważny, a jednak wynik jest marny.”
W Potoku pytań i słów giną proste prawdy. Wyborcy Lewicy to ludzie o szczególnych cechach, w skrócie można ująć je następująco: nie wybaczą swojemu błędów, na które przymkną oczy, gdy popełni je konkurent polityczny np. z PIS. Pan Mateusz Morawiecki może być tu przykładem.
Wyborcy Lewicy mają jeszcze inną wadę, krytykują kandydata w czasie całej kampanii. Sądziłem, że są to trolle, ale wynik wyborów pokazał, że się myliłem. Natychmiast po klęsce kandydata Lewicy zadzwoniłem do jedenastu młodych wyborców w mojej rodzinie, do tych, którzy w wyborach do Sejmu głosowali na kandydatów Lewicy i zapytałem kogo poparli w pierwszej turze? Nikt z moich młodych krewnych nie głosował na R. Biedronia! Szok. Zapytałem, dlaczego?
Bo nas okłamał. Twierdził, że zrzeknie się mandatu, gdy zostanie wybrany do Parlamentu Europejskiego. Słowa nie dotrzymał. Wynik R. Biedronia potwierdza, że wyborcy Lewicy kierują się emocjami. Chyba nie tylko młodzi. Lewica wysuwając Biedronia nie wiedziała o nastrojach wśród normalnych zwolenników?
Włodzimierz Czarzasty: „Najważniejsze jest to, że była osoba, która chciała kandydować, która reprezentowała te wszystkie wartości, w które wierzymy na Lewicy i której chcieliśmy pomagać” (DT nr 131/2020). Nie było chętnych do kandydowania? Uważacie panowie liderzy Lewicy, że niedotrzymywanie słowa jest wartością? No to macie najgorszy w historii wynik wyborczy.
Dobry wynik w wyborach do Sejmu i Senatu sprawił, że trzecią siłę polityczną na Wiejskiej dopadł wirus zawrotu głowy od sukcesów. Liderzy pochłonięci grami politycznymi, układami i interesami całkowicie o nas, wyborcach, zapomnieli i przestali się liczyć z naszym zdaniem. Przykład pierwszy z brzegu. Aby ratować ojczyznę kierownicze gremia Lewicy wymyśliły „okrągły stół”, przy którym zasiedli panowie posłowie Krzysztof Gawkowski i Marek Suski. Komplementowali się na konferencjach prasowych jak bracia, a my wyborcy Lewicy dostawaliśmy mdłości. Pan dr Krzysztof Gawkowski zapomniał co o powtarzającej się historii powiedział Karol Marks, dlatego przypominam.
„Hegel powiada gdzieś, że wszystkie historyczne fakty i postacie powtarzają się, rzec można, dwukrotnie. Zapomniał dodać: za pierwszym razem jako tragedia, za drugim jako farsa.”
„Okrągły stół” wymyślony przez hierarchów Lewicy pozbawił kandydata sporo głosów.
Żal mi Roberta Biedronia. Wyrażając zgodę na kandydowanie choć było wiadomo, że kandydat Lewicy nie ma szans na wejście do drugiej tury, w jakimś sensie naprawił swój błąd, że zrezygnuje z mandatu europosła. Dlatego z Renią podarowaliśmy panu Robertowi nasze głosy. Głosowaliśmy na niego także, dlatego aby się policzyć i z wyrachowania. Głosy zdobyte przez kandydata wzmacniają lub osłabiają pozycję Lewicy na arenie politycznej. Mało nas…niestety.

JAK SÓJKA ZA MORZE

Wczoraj, spotkało się w Waszyngtonie dwóch kandydatów, jeszcze prezydentów, by się wzajemnie pocieszyć, przed wyborczym sprawdzianem. Surmy sukcesu już dziś wybrzmiały, więc pozwalam sobie, w panującej ciszy, na kilka beznamiętnych uwag.
Gdy wypasiona (obła) czarna limuzyna z biało czerwoną chorągiewką podjechała pod boczne (chyba nie kuchenne) wejście Białego Domu, moje patriotyczne serce tak zaczęło bić, że o mało nie rozerwało wątłej klatki piersiowej. Na żywo oglądaliśmy miłe spotkanie kandydatów do momentu, gdy amerykański przyjaciel polskiego kandydata, nie skierował swoich stanowczych kroków do wnętrza Białego Domu, a za nim podreptał, jak wierny sługa, prezydent Polski. Zaniemówiłem. W dyplomacji wszak takie zachowanie jest niespotykane. Nieskromnie dodam, że w swoim długim życiu uczestniczyłem w spotkaniach cesarzy, prezydentów i premierów, sekretarzy i kardynałów, ale czegoś takiego nigdy nie przeżyłem.
Dzięki temu, że pan kandydat Andrzej Sebastian Duda wybrał się do Ameryki jak sójka za morze dowiedziałem się, iż prezydent Polski nie wybuduje Trump Fortu. Wszak jego wypowiedź sprzed kilku lat to była raczej licentia poetica, a nie zobowiązanie ani tym bardziej obietnica. I chwała Bogu. Pan prezydent Andrzej Sebastian Duda w czasie transmisji wielokrotnie dziękował panu prezydentowi Donaldowi Trumpowi za okazywaną Polsce sympatię. Dał do zrozumienia, że Polska weźmie na utrzymanie amerykańskich sołdatów, (sorry, soldiers), opuszczających Niemcy. Mam nadzieję, że pan Prezydent znowu poetyzuje.